Porwanie wyjątkowe z uwagi na długi czas przetrzymywania zakładnika
Od marca 2022 r. przed płockim Sądem Okręgowym toczy się proces w sprawie uprowadzenia i zabójstwa Krzysztofa Olewnika. Akt oskarżenia trafił tam z oddziału Prokuratury Krajowej w Krakowie pod koniec czerwca 2021 r. Objęto nim pięć osób, w tym Jacka K., bliskiego znajomego i wspólnika Krzysztofa Olewnika.
W piątek w procesie, jako świadek, zeznawał Krzysztof Rutkowski, którego biuro detektywistyczne, na zlecenie rodziny uprowadzonego Krzysztofa Olewnika (został on porwany w październiku 2001 r.) tuż po zdarzeniu, przez pewien czas prowadziło działania mające doprowadzić do ustalenia miejsca jego przetrzymywania i uwolnienia.
Detektyw zeznał przed płockim Sądem Okręgowym, że jego pracownicy byli zaangażowani w sprawę na miejscu - w Drobinie niedaleko Płocka, gdzie doszło do porwania, natomiast on sam był na bieżąco informowany o podejmowanych działaniach. Przyznał, iż pamięta, że Jacek K. był wymieniany, jako osoba przebywająca często w towarzystwie Krzysztofa Olewnika, mieszkająca w pobliżu, o której z czasem zaczęto spekulować, że może mieć związek z uprowadzeniem.
„Jednoznacznie nie mogę dziś potwierdzić, nie mając na to żadnych dowodów, że Jacek K. był bezpośrednio związany z tym porwaniem” - zaznaczył Rutkowski.
Jak mówił, pierwszy kontakt z jego biurem detektywistycznym nawiązała jedna z sióstr Krzysztofa Olewnika, niedługo po uprowadzeniu. Tłumaczył, że nie mógł być na miejscu, gdzie doszło do porwania, ponieważ w tym czasie „był już wybrany do Sejmu” (mandat posła zdobył w wyborach parlamentarnych, które odbyły się we wrześniu 2001 r. jako kandydat Samoobrony z Łodzi - PAP).
„Gdybym był na miejscu, ta sprawa mogłaby się potoczyć zupełnie inaczej” - przyznał jednocześnie detektyw.
Według Rutkowskiego, gdy doszło do pierwszego kontaktu telefonicznego porywaczy z rodziną Olewników, jego pracownicy byli już w Drobinie pod Płockiem. „Byłem absolutnie jednego zdania: nie płacimy porywaczom” - podkreślił, odnosząc się do kwestii okupu. Odwołując się do innych tego typu spraw, stwierdził, że możliwe są negocjacje z porywaczami, ale prowadzone w taki sposób i z dodatkowymi działaniami, aby priorytetem było ustalenie miejsca przetrzymywania i uwolnienie zakładnika, bez konieczności płacenia pieniędzy.
„Było to wyjątkowe porwanie ze względu na przetrzymywanie przez tak długi okres zakładnika” - ocenił Rutkowski. Jak mówił, w podobnych przypadkach „przeciętny czas uwolnienia zakładnika to miesiąc”. Detektyw zwrócił też uwagę, że w sprawie Krzysztofa Olewnika było wiele wersji tego zdarzenia. „Policja i my braliśmy również pod uwagę samouprowadzenie” - przyznał, przy czym w dalszej części zeznań zastrzegł, że w sprawie tej „nie było jednoznacznego wskazania, co się tak naprawdę stało”.
Jedną z wersji, jak mówił, było faktyczne porwanie, w którym jednak „wszystko wymknęło się spod kontroli”, co ostatecznie skłoniło porywaczy do zabicia Krzysztofa Olewnika.
Rutkowski zeznał, że za usługi detektywistyczne w sprawie tego uprowadzenia jego biuro wystawiło jedną fakturę na 20 tys. zł. Zapewnił zarazem, że Mikołaj B. - oskarżony w obecnym procesie m.in. o przyjęcie 13 tys. zł i wprowadzenie w błąd, co do możliwości zidentyfikowania miejsc logowań telefonu używanego przez sprawców porwania - nigdy nie był pracownikiem jego biura detektywistycznego, mimo, że mógł kontaktować się z jego dyrektorem i był przez pewien czas na miejscu porwania.
„Wymyślał kosmiczne historie, dlatego nie chciałem mieć z nim żadnego kontaktu, a także, żeby biuro korzystało z jego informacji” - stwierdził Rutkowski. Dodał, iż ostrożnie podchodził do rewelacji różnych osób, które po uprowadzeniu pojawiały się w otoczeniu rodziny Olewników, oferując pomoc.
Mikołaj B. składał wyjaśnienia w procesie w sprawie uprowadzenia i zabójstwa Krzysztofa Olewnika, toczącym się przed Sądem Okręgowym w Płocku, w listopadzie 2022 r., przebywając w Meksyku. Do ich wysłuchania skorzystano z pomocy ambasady RP i połączenia video. Mikołaj B. nie przyznał się wówczas do zarzucanych mu czynów.
Na początku składanych wyjaśnień Mikołaj B. mówił o swych związkach w czasach młodości z grupą przestępczą, jak to określił, największą wówczas w Wielkopolsce oraz o późniejszych kontaktach z ówczesnym CBŚ. W trakcie tej wypowiedzi Mikołaja B., na wniosek prokuratury, sąd wyłączył jawność rozprawy, powołując się przy tym na art. 360 Kodeksu postępowania karnego, mówiący m.in., że sąd może podjąć taką decyzję, gdy jawność rozprawy mogłaby ujawnić okoliczności, które ze względu na ważny interes państwa powinny być zachowane w tajemnicy.
Zeznająca wcześniej przed płockim Sądem Okręgowym, występująca w procesie jako świadek, Anna Mikołajewska-Olewnik - siostra Krzysztofa Olewnika, mówiła m.in., że Mikołaj B. zamieszkał w domu jej rodziców w Drobinie pod Płockiem, otrzymał m.in. komputer do pracy i pieniądze. Według niej, Mikołaj B. został polecony i zatrudniony „do ruszenia, rozeznania sprawy”. Podkreśliła, że ostatecznie zrezygnowano z jego usług, ponieważ „nie miał żadnych efektów”.
W akcie oskarżenia krakowski oddział Prokuratury Krajowej zarzucił Jackowi K., przyjacielowi Krzysztofa, udział w zorganizowanej grupie przestępczej o charakterze zbrojnym oraz udział we wzięciu przy użyciu przemocy, Krzysztofa Olewnika jako zakładnika, przetrzymywanie go do zapłaty okupu w wysokości 300 tys. euro. Okres i sposób przetrzymywania uprowadzonego, poprzez m.in. przykucie łańcuchem do ścian oraz umieszczenie pokrzywdzonego w zbiorniku na nieczystości, łączył się z jego szczególnym udręczeniem, a ostatecznie został on pozbawiony życia.
Podczas pierwszej rozprawy, w marcu 2022 r., Jacek K. nie przyznał się do zarzucanych czynów, a zarzuty określił, jako absurdalne.
Podobne zarzuty, jak w przypadku Jacka K., w tym udziału w grupie zbrojnej, która porwała Krzysztofa Olewnika, krakowski oddział Prokuratury Krajowej przedstawił też Eugeniuszowi D., ps. Gienek. Aktem oskarżenia objęto również Grzegorza K., byłego samorządowca z Sierpca, któremu zarzucono m.in. wykorzystanie, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, stanu emocjonalnego i położenia Włodzimierza Olewnika, czyli ojca uprowadzonego, i przekazywanie mu nieprawdziwych informacji oraz wyłudzenie 160 tys. zł.
Zarzuty doprowadzenia Włodzimierza Olewnika do niekorzystnego rozporządzenia mieniem, oprócz Mikołaja B., przedstawiono też Andrzejowi Ł. – w jego przypadku chodzi m.in. o ponad 120 tys. zł i nieprawdziwe zapewnienie o możliwości doprowadzenia do uwolnienia porwanego.
Proces przed płockim Sądem Okręgowym planowany jest do grudnia 2023 r. Akta sprawy wraz z załącznikami liczą ponad 400 tomów.
Do porwania 25-letniego wówczas Krzysztofa Olewnika doszło w nocy z 26 na 27 październiku 2001 r. Po tym, jak został uprowadzony z własnego domu, sprawcy kilkadziesiąt razy kontaktowali się z jego rodziną, żądając okupu. W lipcu 2003 r. porywaczom przekazano 300 tys. euro, jednak uprowadzony nie został uwolniony. Jak się później okazało, został zamordowany miesiąc po odebraniu przez przestępców pieniędzy. Jego ciało zakopano w lesie w pobliżu miejscowości Różan (Mazowieckie) - zwłoki odnaleziono dopiero w 2006 r.
Pierwszy proces w sprawie uprowadzenia i zabójstwa Krzysztofa Olewnika, oparty na akcie oskarżenia Prokuratury Okręgowej z Olsztyna, toczył się od października 2007 do marca 2008 r., także przed Sądem Okręgowym w Płocku. Na ławie oskarżonych zasiadło 11 osób. Sąd skazał wówczas dwóch zabójców Krzysztofa Odlewnika - Sławomira Kościuka i Roberta Pazika - na kary dożywocia, ośmiu innych oskarżonych na kary od roku więzienia w zawieszeniu do 15 lat pozbawienia wolności, a jednego z oskarżonych uniewinnił.
Trzech sprawców porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika popełniło samobójstwa w zakładach karnych w Olsztynie i w Płocku: szef grupy Wojciech Franiewski jeszcze przed procesem - w 2007 r., a po ogłoszeniu wyroku - Kościuk w 2008 r. i Pazik w 2009 r. (PAP)
autor: Michał Budkiewicz
mb/ akub/